Cieszę się serdecznie, że było wam wszystkim miło!
A teraz obiecany mój referat na Seminarium:
---------------------------
GRZYBOWE OSOBLIWOŚCI I MISCELLANEA
- referat na IV Seminarium Naukowe
Jordanów, 20.X.2006 r.
Robert K. Leśniakiewicz
WPROWADZENIE
Szanowni Państwo!
Z encyklopedii i wielu wydań atlasów, przewodników i poradników grzybowych wiemy, że grzyby (Mycophyta, Eumycota, Fungi) cudzożywne rośliny (chociaż bardziej adekwatnym byłby tutaj termin organizmy) plechowe nie mające w komórkach ciałek zieleni (chloroplastów) i dlatego nie mogące odżywiać się samodzielnie; pasożytują na innych organizmach, współżyją z roślinami wyższymi (mikoryza) oraz z glonami (tworząc porosty); niektóre gatunki (drożdże) wywołują alkoholową fermentację cukru; znane są też gatunki wytwarzające antybiotyki (np. pędzlak - penicylinę). Istnieje ok. 75.000 (aktualnie mówi się już o 100.000) gatunków grzybów, część z nich jest jadalna ze względów smakowych i zapachowych, a niektóre są uprawiane dla celów konsumpcyjnych (pieczarka, boczniaki, shii-take). W swym składzie mają glikogen, białka, tłuszcze, enzymy, sole mineralne oraz witaminy B1, B2, PP, A, C, D; są niskokaloryczne (100 g świeżych grzybów to 135 kJ, czyli 32 kcal). Grzyby trujące zawierają groźne dla człowieka związki - falloidynę, amanitynę, kwas helwellowy. Zatrucia grzybami należą do najcięższych. Badaniem grzybów zajmuje się mikologia. Poglądy niektórych badaczy zmierzają do uznania grzybów za trzecią (obok roślin i zwierząt) linię ewolucyjną organizmów żywych, łączących w sobie pewne cechy roślin (np. występowanie celulozy w ścianie komórkowej) i zwierząt (cudzożywność). (=> “Encyklopedia Interia.pl”)
Wokół grzybów narosło wiele nieprawdziwych przekonań i obiegowych opinii, pozornie naukowych danych i zwykłych nawyków u, nawet całkiem poważnych, uczonych. Słowem – mitów. Po pierwsze, mit o grzybach jako „swoistych” roślinach. Dawniej grzyby były definiowane jako organizmy gąbczaste, często śluzowate i najczęściej biorące się nie wiadomo skąd. Nawet w przypadku grzybów wielkoowocnikowych uważano je za wydzieliny gleby lub drzew, w pobliżu których rosły. Potem stały się „roślinami pozbawionymi chlorofilu” i nie wiadomo, kto je pozbawił tego chlorofilu (na pewno nie ewolucja). Stąd prawdopodobnie wzięło się traktowanie grzybów i nauki o nich – mykologii, jako elementu składowego botaniki. Pokutuje to zresztą do dziś w większości uniwersytetów.
A tymczasem grzyby są nie tylko niezależnym, potężnym królestwem organizmów żywych („oficjalnie” podaje się, że istnieje około 100 tys. gatunków, ale badacze oceanów i tropików coraz częściej mówią o 2 mln). Jako wiodący reducenci (niektórzy twierdzą, że życie zatrzymałoby się, gdyby zabrakło grzybów na Ziemi) zajmują bardzo ważne, choć na co dzień nie zauważane, miejsce w biosferze. Wiele organizmów zaliczanych do tej pory do grzybów per se przestano traktować jako grzyby. Aktualnie do królestwa grzybów zaliczamy tylko te, które w ścianie komórkowej zawierają glukany (polimery glukozy, podobne do celulozy, ale amorficzne) i chitynę – „sztandarowy” związek „normalnych” grzybów. Są to: skoczkowce, sprzężniaki, workowce, podstawczaki i grzyby mitosporowe. Pozostałe organizmy, zawierające glukany i, zamiast chityny, celulozę (jak rośliny), trafiły do innych królestw. Najciekawsze jest to, że badania szlaków biochemicznych, pokrewieństwa cząsteczek biologicznie aktywnych, czy funkcjonowania struktur molekularnych, wskazują na bliższe pokrewieństwo królestwa grzybów z królestwem zwierząt niż z królestwem roślin. Jako zupełnie odrębne organizmy grzyby wyewoluowały mniej więcej 700 milionów lat temu, gdzieś w prekambrze, a są tacy, którzy twierdzą, że były wśród pierwszych organizmów eukariotycznych. Niektóre hipotezy ewolucyjne wręcz wywodzą Metazoa (organizmy wielokomórkowe) od wspólnych z grzybami praprzodków. Chyba lepiej będzie więc mówić nie o florze, a o faunie grzybów (!?); tym bardziej, że mykolodzy wprowadzają coraz częściej określenie fungia. (=> „Mity o grzybach” –
http://www.sprawynauki.waw.pl/?section=" onclick="window.open(this.href);return false; ... art_id=203)
Tyle podają encyklopedie. Grzyby nie są roślinami ani zwierzętami – stanowią w świetle obecnie obowiązującej taksonomii osobne królestwo (takson) obok królestwa roślin, zwierząt, protista, archeobakterii i eubakterii. (=> S. M. Stanley – „Historia Ziemi”, Warszawa 2002, s. 76) Grzyby zbudowane są zwykle z nitkowatych komórek. Niektóre grupy, jak np. drożdże, którym zawdzięczamy chleb, wino i piwo są formami jednokomórkowymi, istnieją wielokomórkowe grzyby pleśniowe w rodzaju znanego nam ze szkoły pleśniaka białego – Mucor mucedo, kropidlaków: Alternaria i Cladosporium, które nas uczulają, lecz inne – w tym jadalne – są zbudowane z wielu komórek upakowanych w ciasne kłębki. Osobliwością są grzyby pasożytujące na owadach. Ze względu na brak szkieletu grzyby są bardzo słabo udokumentowane paleontologicznie. Jednak formy, które zachowały się w stanie kopalnym, dostarczają wielu informacji. Obfitość nitek grzybów bezpośrednio powyżej warstwy wyznaczającej największe w historii Ziemi zdarzenie wymierania (na przełomie Permu i Triasu – tzw. granica P/T) wskazuje na nagłą zagładę form żywych na olbrzymich obszarach Ziemi: licznie występujące grzyby to niewątpliwie osobniki ucztujące na ofiarach tego zdarzenia. (S. M. Stanley – ibidem s. 89) Do tej sprawy jeszcze wrócimy w dalszej części tego referatu.
TROCHĘ HISTORII
Jak tu już powiedziano, nie ma wielu śladów po grzybach w zapisie kopalnym. Paleomykologowie są w tej niezręcznej sytuacji, że o ile paleontolodzy, paleozoolodzy i paleobotanicy znajdują skamieniałe szkielety zwierząt, odciski roślin w węglach czy kredzie albo łupkach ilastych, a nawet całe okazy zamarynowane w soli, wosku ziemnym czy ropie naftowej, paleoentomolodzy znajdują całe okazy owadów zatopione w bursztynie, to z braku szkieletów prawie wcale nie ma grzybów w zapisie kopalnym. Sytuacja przez długi czas przypominała meksykański pat. Z jednej strony wiedziano, że grzyby istnieją niemal tak długo, jak życie na tej planecie, które bez nich nie byłoby możliwe, zaś z drugiej nie potrafiono tego udowodnić.
Impas trwał przez czas dłuższy, aż do powstania nauki o pyłkach roślinnych zwana palinologią w 1944 roku. Palinologia, a raczej w tym przypadku paleopalinologia zajmuje się badaniem pyłku kopalnego. Opiera się ona na analizie jakościowej i ilościowej pyłku i zarodników zachowanych w kopalnych osadach. Określa się gatunek (rodzaj lub rodzinę) ziaren pyłku, występujących w osadzie oraz ich liczebność. Metoda ta umożliwia ustalenie pewnych grup pyłku przewodniego, co pozwala na datowanie osadów. Jednocześnie, po ustaleniu składu gatunkowego zbiorowisk roślinnych, można rozpoznać warunki klimatyczne i hydrologiczne, jakie panowały w środowisku tworzenia się osadu zawierającego pyłek.
Jak bardzo cenną jest ta metoda, dowiedli badacze Całunu Turyńskiego – jednej z najbardziej autentycznych i najciekawszych relikwii chrześcijaństwa. Wbrew atomistom, którzy twierdzili, że powstał on w X lub XI wieku, na podstawie badań ilości zawartego w jego materii radionuklidu C-14, stwierdzili oni, że Całun przebywał na Bliskim Wschodzie, Bizancjum, południowej Francji i Włoszech, co stanowi potwierdzenie faktu jego powstania w czasach Chrystusa i jego wędrówki w basenie Morza Śródziemnego, badając go w latach 1972 i 1978. (=> Wikipedia -
http://pl.wikipedia.org/wiki/Analiza_py%C5%82kowa" onclick="window.open(this.href);return false;)
Powołany już tutaj S. M. Stanley twierdzi, że grzyby, które powstały i doskonale prosperowały już w Prekambrze – jakieś 700 mln lat temu, szczególnie rozwinęły się tuż po paleozoicznym Epizodzie Wielkiego Wymierania P/T (Kryzysu Permskiego), co właśnie wynika z paleopalinologicznego zapisu kopalnego. Pisze on tak:
W płytkomorskich utworach najwyższego Permu powszechnie występują zarodniki oraz kopalne szczątki grzybów; wydaje się, iż bujnie się rozwijały, odżywiając się obumarłą roślinnością w nadbrzeżnych regionach. (S. M. Stanley – op. cit. ss. 76-77, 498)
Podobnie pisze o tym Tony Hallam w swej najnowszej pracy pt. „Ewolucja i zagłada”, gdzie stwierdza on wprost, że:
Wymierania roślin na innych kontynentach [niż w Australii] nie były tak spektakularne, ale i tak bardziej wyraziste niż wcześniej czy później w czasie Permu lub Triasu. Palinologowie odkryli na granicy P/T wyraźny sygnał znany dziś jako pik grzybowy i wskazujący na gwałtowna proliferację grzybów, związaną najpewniej z dużą ilością martwych drzew. Możemy więc przypuszczać, że cała flora na Ziemi została w tym czasie dotknięta jakimś nagłym i ostrym kryzysem środowiskowym. (=> T. Hallam – „Ewolucja i zagłada”, Warszawa 2006 s. 111)
Podobny pik grzybowy odnotowano po katastrofie, która zmiotła z powierzchni Ziemi dinozaury, co miało miejsce 64.800.026 lat temu.
W dniu dzisiejszym, grzyby prosperują całkiem nieźle w naszej biocenozie, aliści – jak straszą nas niektórzy naukowcy – grozi im wyginięcie.
GRZYBY ZNIKAJĄ Z POWIERZCHNI ZIEMI
Mogłoby się wydawać, że grzyby będą rosły zawsze - jak to "grzyby po deszczu". Wystarczy odrobina ciepła i wilgoci, kilka drzew... Mikolodzy, czyli naukowcy specjalizujący się w badaniach nad grzybami, rozwiewają jednak te złudzenia.
"Wielu gatunkom grozi wyginięcie. Zagrożenie to widać w wielu krajach" - alarmuje prof. Maria Ławrynowicz kierownik Katedry Algologii i Mikologii Uniwersytetu Łódzkiego.
SIEDLISKA W NIEBEZPIECZEŃSTWIE
Grzyby mogą zanikać wraz z niszczeniem naturalnych siedlisk. "Najczęściej wiąże się to z działalnością człowieka" - mówi badaczka, wśród czynników zagrożenia wymieniając osuszanie dużych terenów, na przykład torfowisk (niebezpieczne dla grzybów "lubiących" wilgoć), zalesianie wydm (groźne z kolei dla grzybów, które "upodobały sobie" piaszczyste podłoże), wycinanie starych drzewostanów.
"Wiek lasu ma decydujący wpływ na zasoby grzybów. W młodym lesie sosnowym znajdziemy tylko maślaki, w starym pojawią się podgrzybki, borowiki, kurki. Z wiekiem las staje się bogatszy również w tzw. grzyby szlachetne" - tłumaczy mikolożka. Jak przekonuje, wraz z wycinaniem lasów giną też gatunki znane tylko specjalistom, na przykład grzyby, które rozkładają drewno wiekowych drzew.
"Apelując o ochronę grzybów puszczańskich tak naprawdę wzywamy do ochrony lasów" - podsumowuje prof. Ławrynowicz.
GRZYBIARZU, MIEJ KLASĘ!
Warto zauważyć, że w ostatnich latach zmniejszyło się zagrożenie wynikające z zanieczyszczenia powietrza. Zdaniem łódzkiej badaczki, duży wpływ na poprawę sytuacji w Polsce miało m. in. wprowadzenie rygorystycznych norm w procesie integracji z Unią Europejską. Wciąż aktualny pozostaje jednak problem braku kultury wśród zbieraczy. Paradoksalnie to miłośnicy grzybów mogą być ich największym wrogiem.
"Przekraczając granicę lasu, wchodzimy w utrwalone przez wieki układy koegzystencji grzybów, roślin i zwierząt" - tłumaczy prof. Ławrynowicz.
Podkreśla, że Polacy zbierają owocniki w tysiącach ton rocznie, a przez to zubożają substancję organiczną lasu i ograniczamy szanse rozwoju jednych (tych najbardziej ulubionych) preferującym tym samym inne. Spośród kilkudziesięciu gatunków grzybów dopuszczonych do obrotu handlowego w Polsce, zbiera się ich zaledwie kilka.
JAK ZBIERAĆ, ŻEBY NIE NISZCZYĆ
Sam fakt zrywania owocnika, jego naturalnych powiązań z macierzystą grzybnią, jest zabiegiem drastycznym. Czyńmy to w sposób subtelny - uczy profesor.
"Owocniki wykręcajmy delikatnie z podłoża, dbając równocześnie o zachowanie wszystkich jego elementów potrzebnych do identyfikacji, a tkwiących u podstawy trzonu" - wyjaśnia.
Radzi, aby wydobywać bulwę lub pochwę stanowiącą zakończenie trzonu, za pomocą noża.
Profesor zwraca też uwagę na nasze bezpieczeństwo. "Ludzkość od wieków bezsilnie szuka jasnych kryteriów, które pozwoliłyby na jednoczesne odróżnienie grzybów jadalnych od trujących. Jednak wszelkie uogólnienia są niekonsekwentne i mylące, a w skutkach tragiczne" - konstatuje.
Jedyną radą mikologów jest samokształcenie jako hobby realizowane indywidualnie lub zbiorowo. Nie bez znaczenia jest też nasz stosunek do innych grzybiarzy.
"Wiele osób udaje się na grzyby dla samej przyjemności ich zbierania. Grzybobranie traktują jako namiastkę polowania" - mówi prof. Ławrynowicz.
GRZYBY NA CZERWONEJ LIŚCIE
W Polsce istnieje "Czerwona lista" gatunków grzybów zagrożonych w Europie. Na Uniwersytecie Łódzkim (UŁ), pod kierunkiem Marii Ławrynowicz, od lat zbierają się grzybiarze-mikolodzy. Praca naukowców ma na celu aktualizację dotychczas obowiązujących wykazów i zsynchronizowanie ich z wynikami badań wszystkich europejskich ośrodków. Działania nadzoruje Komitet Ochrony Grzybów, w którym Ławrynowicz, wraz z równie zasłużoną prof. Aliną Skirgiełło, zasiada od kilkudziesięciu lat. (Źródło - http://wiadomosci.onet.pl/1403112,16,item.html" onclick="window.open(this.href);return false;)
To, co twierdzi prof. Ławrynowicz brzmi poważnie i faktycznie – po drastycznych zmianach antropogenicznych siedlisk, grzyby mogą wyginąć. Jest jednak małe ale...
GRZYBY SĄ NIEŚMIERTELNE!
Jak pisze Wiktoria Leśniakiewicz w swym artykule, gdzieś od początku lat 80., po ogłoszeniu przez prof. Waltera Alvareza teorii o impaktowej przyczynie wyginięcia dinozaurów – zakłada ona, że dinozaury wymordował spadek na naszą planetę wielkiego meteorytu czy asteroidy – dotarło do mnie, że takich wypadków mogło być więcej i faktycznie – znamy dzisiaj co najmniej 13 kraterów poimpaktowych - astroblemów, których pochodzenie pometeorytowe jest udowodnione bezspornie i ponad 100 innych, co do których są jeszcze jakieś wątpliwości.
Co z tym wspólnego mają grzyby? Otóż udowodniono, że każdy wielki impakt asteroidu czy roju meteorytów w naszą planetę, pozbawiał każdorazowo życia od 50% aż do 95% istniejących gatunków zwierząt i roślin. To jest naukowy pewnik. Po każdym takim zderzeniu planetoidy z Ziemią na tej ostatniej tworzyła się wielka trupiarnia organizmów żywych. Gigantyczne cmentarzysko! I wtedy właśnie do akcji ruszały organizmy saprofityczne – cudzożywne. Grzyby. To były ich wielkie chwile w historii naszej planety.
Grzyby powstały w górnym Ordowiku – ok. 440 mln lat temu, ale dopiero po pojawieniu się roślin naczyniowych w Sylurze – 430-400 mln lat temu - nabrały one ewolucyjnego rozpędu. Żywiąc się rozkładaną tkanką roślinną od razu znalazły swe miejsce na planecie. Pierwszy sukces ewolucyjny osiągnęły w Karbonie – 350-270 mln lat temu – kiedy to Ziemię porastały gigantyczne lasy, z których tworzyły się potem pokłady węgla. Potem przyszedł drugi epizod Wielkiego Wymierania na granicy Perm/Trias – 220 mln lat temu – kiedy to znikła większość gatunków zwierząt i roślin, w tym gady ssakokształtne, co dało możliwość rozwoju dinozaurom. Grzyby skorzystały na tym, bowiem powalone falami uderzeniowymi impaktu(ów) ogromne lasy rosnące w Permie, stanowiły doskonałą pożywkę dla saprofitów – które wkroczyły we wszystkie nisze ekologiczne planety. Dzięki pracy grzybów, które rozkładały gigantyczne cmentarzyska roślinne, powstały warunki do powstania nowych gatunków roślin, którymi z kolei żywiły się dinozaury roślinożerne. A potem wiemy, co było dalej – niepowstrzymany pochód gigantów i wyścigi ku obłędnym rekordom masy: Brachiosaurus – 30-50 ton, Supersaurus – 40-50 ton Seismosaurus – 60-70 ton, morski Liopleurodon – 90-110 ton! Wszystko skończyło się nagle w górnej Kredzie – 65 mln lat temu wraz z impaktem asteroidy, który utworzył astroblem Chicxulub u wybrzeży Jukatanu. I znowu grzyby mają swe wielkie pięć minut w historii – rozkładają wszelką materię organiczna pozostałą po tej straszliwej katastrofie. Na glebach powstałych dzięki ich działalności rosną nowe rośliny, a nade wszystko trawy, które umożliwiają powstanie gigantycznych ssaków, jak Megatherium czy mamut – Elaphas primigenius...
Uczeni twierdzą, że katastrofy w rodzaju tej z przełomu Kredy i Trzeciorzędu są cykliczne i mogą powtórzyć się w każdej chwili. Spadek na Ziemię takiej planetoidy, która najpierw powołała do istnienia a potem zamordowała dinozaury byłby równoznaczny z zagładą naszej cywilizacji i regresem naszego gatunku – to naukowy pewnik. I co wtedy? Ano po takim impakcie znowu wielkimi wygranymi byłyby grzyby... (=> W. Leśniakiewicz – „Po nas tylko grzyby”,
http://www.nagrzyby.pl" onclick="window.open(this.href);return false;)
Pozwolę sobie zatem nie zgodzić się z panią prof. Ławrynowicz. Z obserwacji moich i Koleżanek oraz Kolegów z Klubu i Stowarzyszenia Miłośników Grzybów DARZ GRZYB wynikałoby bowiem coś innego. Mieszkam w Jordanowie – jest to miasteczko w Beskidach, położone na skrzyżowaniu równoleżnika 49º39’N z południkiem 019º50’E. Położone jest ono z dala od większych zakładów pracy – w tym szczególnych trucicieli, jakimi są zakłady chemiczne i huty – zwłaszcza metali nieżelaznych. A jednak nad nasze miasto napływały szczególnie paskudne emisje przemysłowe – z zakładów chemicznych Oświęcimia, hut żelaza w Nowej Hucie i aluminium w Skawinie, które emitowały szczególnie niebezpieczne dla istot żywych sole metali ciężkich, ich siarczki i halogenki. Kiedy chodziłem na grzyby w latach 70., to grzyby były, owszem – podgrzybki, rydzyki, czasem trafił się borowik i cała masa gołąbków: winnych, gryszpanowych, brudnożółtych i śmierdzących. Po zamknięciu huty aluminium i SZMO w Skawinie oraz po zredukowaniu emisji w HTS w Nowej Hucie, zaczęły się prawdziwie wielkie grzyby – jak mawia przyjaciel Jordanowa – red. Andrzej Zalewski i powróciły do naszych lasów gatunki dawno tam niewidziane: borowiki grubotrzonowe - Boletus calopus, borowiki korzeniaste – B. radicans, urokliwe gołąbki zielonawe – Russula virescenes, sarniaki dachówkowate – Sarcodon imbricatus, szyszkowce łuskowate – Strobilomyces strobilaceus no i przepiękne – przypominające ławice raf koralowych czy wypreparowane mózgi fantastycznych stworów – szmaciaki gałęziste – Sparassis crispa! – o czym swego czasu pisałem na łamach „Echa Jordanowa” w latach 1994-2006, „Tygodnika Podhalańskiego” w 1995 i „Naszych Stron” w latach 1995-96.
Napisałem, że one powróciły – otóż nic bardziej błędnego! One tutaj zawsze były, ale po prostu – mówiąc kolokwialnie – przyczaiły się i przetrwały niedogodne dla ich rozwoju warunki. Dzisiaj, kiedy nie ma w powietrzu, wodzie i glebie zagrażających im związków chemicznych, ponownie upomniały się o swoje! Bowiem dzięki swym właściwościom i niesamowitym zdolnościom adaptacyjnym, grzyby są organizmami potencjalnie nieśmiertelnymi!
Podam jeszcze jeden przykład z naszego, jordanowskiego podwórka. Kilka lat temu szef naszego cmentarza wpadł na pomysł wytrzebienia trawy z brzegów głównej alejki cmentarnej. A że nie chciało mu się jej kosić – potraktował ją Roundup’em czy innym herbicydem. Efekt tego był okropny – spalona ziemia! Wszystko, co było zielone i nie-zielone zostało zniszczone. Po roku pojawiły się rośliny pionierskie – porosty, które pierwsze weszły na spaloną chemikaliami przestrzeń. W następnym znów brzegi się zazieleniły, a w tym roku pojawiły się tam z powrotem olszówki i nawet jeden prawdziweczek! Jestem zatem przekonany, że nie tak łatwo jest wytępić grzyby przy użyciu herbicydów czy fungicydów... Tak zatem atak biologiczny czy chemiczny nie zaszkodziłby im za bardzo. Zresztą to wychodzi przy omawianiu historii grzybów na Ziemi – każdy straszliwy kataklizm zmiatający całe gromady zwierząt, roślin i drobnoustrojów tylko wychodził im na dobre!
Podejrzewam, że byłyby one w stanie przeżyć także atak atomowy, czego dowodzi fakt, że grzyby najspokojniej sobie rosły w hipocentrum (miejsce nad lub pod epicentrum) eksplozji bądź implozji (takiej możliwości też nie wykluczam) Tunguskiego Ciała Kosmicznego, co miało miejsce w dniu 30 czerwca 1908 roku. Wtedy rąbnęło tam lekko licząc od 13 do 130 Mt (milionów ton!) 2,4,6-trinitrotoluenu (TNT). Tak czy owak, strumień promieniowania termicznego i jonizującego był wystarczający, by wyjałowić tajgę pod punktem zero eksplozji i w promieniu 1-2 km od niego. A jednak grzyby rosły tam najspokojniej po 20 latach, kiedy dotarła tam pierwsza ekspedycja Leonida Kulika! Podobnie jest na radzieckich/rosyjskich, chińskich i amerykańskich poligonach atomowych oraz na poligonach strzeleckich, gdzie używana jest broń na amunicję DU/ZU. (DU = Depleted Uranium – amunicja ze zubożonym uranem - ZU. Pociski ppanc. zawierają rdzenie wykonane z izotopu U-238, które zwiększają ich przebijalność pancerza. Uran ten wprawdzie nie wybucha, ale jest radioaktywny i toksyczny, jak wszystkie związki uranu i uran metaliczny. Poza tym ma bardzo długi okres półrozpadu – T1/2 = 4,46 · 109 lat, co zwiększa jego szkodliwość.) Promieniowanie a, b i g wydzielane przez uran i transuranowce oraz pierwiastki ziem rzadkich niezbyt im szkodziły – wszak Ukraińcy zbierają i jedzą grzyby rosnące na szczególnie „gorących” miejscach po katastrofie w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Inna rzecz, że po takim radioaktywnym daniu można mieć kłopoty ze zdrowiem. Służąc na granicy dokonywałem pomiarów radioaktywności m.in. grzybów i produktów wykonanych z nich, które przywożono z Ukrainy, i te z okolic Czarnobyla były dość „gorące” – wypromieniowywały 50 – 100 mR/h. Czasem więcej – czasem mniej. Na Łysej Polanie norma wynosi 10-20 mR/h... Wprawdzie nie jest tego dużo, ale najgorsze są właśnie małe dawki promieniowania przyjmowane często. Niektóre grzyby kumulują radionuklidy cezu – szczególnie niebezpieczny jest Cs-137 i strontu – Sr-90. Takim grzybem jest smaczny podgrzybek brunatny – Xerocomus badius, który kumuluje cez w skórce kapelusza – z tym, że trzeba by było – jak twierdzi prof. Kazimierz Jeleń z AGH – zjadać do 5 kg suszu grzybowego na jedno posiedzenie, a tego raczej nie wytrzyma układ trawienny. (=> K. Jeleń – „Biologiczne skutki awarii elektrowni jądrowej w Czarnobylu” – referat, Maków Podhalański, 15 maja 1996 r.) Ale to już temat z innej ballady...
Ale to jeszcze nie wszystko, bowiem istnieje jeszcze jedna przesłanka przemawiająca przeciwko obawom o wyginięcie grzybów – chodzi o biologiczne skutki efektu cieplarnianego. Obserwuję pogodę od czasów szkoły podstawowej, zaś od 1994 roku prowadzę regularną rejestrację stanu pogody w Jordanowie. Jestem przekonanym, co do jednego – efekt cieplarniany, zwany także szklarniowym, to nie fikcja! To autentyczny fakt, z którym – chcąc nie chcąc – musimy się liczyć. Jednym ze skutków efektu cieplarnianego powinna być radiacja gatunków zwierząt i roślin z obszarów przyległych do basenu Morza Śródziemnego w kierunku basenu Morza Bałtyckiego. Po prostu dlatego, że jest u nas coraz cieplej. Migrują rośliny, migrują owady – co pozwala nam znów z niepokojem myśleć o szarańczy, która pustoszyła Polskę w XVI stuleciu, a co opisują ówcześni kronikarze: Jan Długosz i Wincenty Kadłubek. Migrują także grzyby. A oto przykład dosłownie z ostatnich dni!
ŚMIERĆ ROŚNIE NA ŚMIETNIKU...
Wbrew pesymistycznym opiniom niektórych mykologów, ostatnimi czasy obrodziło nam latoś grzybami! Jest to, jak się domyślają specjaliści od grzybów i grzybiarze, efekt niezwykle ciepłego a potem deszczowego lata i w rezultacie skumulowania się dwóch wysypów ze szczególnie sprzyjającymi grzybom warunkami bytowania – dużą wilgotnością i ciepłem. Niestety, ten sielski krajobraz ma swe ciemne strony. Jest nią pojawienie się nowego w Polsce gatunku grzyba, który został przywleczony do nas od południowych sąsiadów.
Wszyscy grzybiarze upędzają się za smakowitą czubajką kanią – Macrolepiota procera – dużym i pięknym grzybem naszych lasów. Kapelusze tego grzyba mogą mierzyć nawet 30 cm średnicy i maja kształt parasola z garbkiem pośrodku. Młode owocniki mają kapelusze zbliżone do kuli. Pomylić ją można – jak twierdzą mikolodzy – z czubajeczkami, co dotyczy szczególnie młodych egzemplarzy. Od pewnego czasu stało się szczególnie ważne dla ludzi, a to dlatego, że w naszym kraju istnieje także inny zbliżony do kani gatunek czubajki – czubajka czerwieniejąca – Macrolepiota rhacodes – która jest polecana także jako smaczny grzyb jadalny, ale...
...od pewnego czasu lekarze i mikolodzy biją na alarm w związku w licznymi, ciężkimi zatruciami czubajkami, które maja miejsce na południu kraju. Wszystkie osoby spożywały czubajki – a bliższe dochodzenie wykazało, że spożyły one czubajkę czerwieniejącą... Czy czubajka czerwieniejąca zmieniła swe właściwości? Nie. Nasza rodzima jest nadal „bezpieczna”. Rzecz w tym, że wraz z najróżniejszego rodzaju śmieciami i odpadkami importowanymi z Republiki Czeskiej i Słowacji zawleczono do Polski niebezpieczną czubajkę czerwieniejącą odmiana czeska – Macrolepiota rhacodes var. bohemica – wyjątkowo niebezpieczną – jak twierdzi Justyn Kołek ekspert – grzyboznawca ze Stowarzyszenia Miłośników Grzybów DARZ GRZYB – ze względu na syntetyzowane przez nią toksyny – m.in. amanitoksynę i lamanitynę, które zawiera także muchomor sromotnikowy – Amanita phalloides. To właśnie ta toksyna powoduje najpierw nudności, wymioty, bóle głowy, osłabienie i kurcze mięśni. Potem pojawia się lekka poprawa, ale na krótko, bowiem po niej przychodzi kolejna, czasami letalna, faza zatrucia – uszkodzenie wątroby, nerek i nawet mięśnia sercowego. Podobny jest on pokrojem także do czernidlaka kołpakowatego – Coprillus comatus.
Najgorsze jest to, że o obecności tej odmiany czubajki czerwieniejącej w Polsce mykolodzy długo nie wiedzieli i zorientowali się dopiero po zatruciach. Grzyb ten rośnie na i w pobliżu leśnych śmieciowisk. Jak twierdzi Justyn Kołek, ludzie nie zbierali grzybów w pobliżu śmieciowisk i dlatego nie było żadnych zatruć. Teraz, kiedy śmieciowiska robi się w lasach, trujące czubajki „poszły za żerem” do lasów... – a z lasów na nasze patelnie z wiadomymi skutkami, czasem śmiertelnymi...
Jest w tym aspekt pozytywny, bo grzyby jako saprofity, rozkładają każdy gram materii organicznej na proste związki chemiczne, i jako takie pomagają w asymilacji milionów ton śmieci organicznych i odpadów, które w ten sposób wracają do obiegu materii w Przyrodzie. Gorzej, że są to grzyby trujące bardzo podobne do doskonałych grzybów jadalnych. Ale jak napisał kiedyś Stanisław Lem – ...ludzie muszą zrozumieć, że Kosmos to nie sielanka, a ewolucja biologiczna, to nie idylla... Ludzie są sami sobie winni, bowiem poprzez tworzenie śmietnisk w lasach doprowadzili do transferu niebezpiecznego dla siebie gatunku na obszar traktowany jako domena zbieraczy runa leśnego. Zagrożeni są zatem ludzie, których wiedza o grzybach pozostawia sobie to i owo do życzenia, a pragnienie zdobycia smacznego okazu przytłumia instynkt samozachowawczy. Jak u każdego pasjonata!
Sprawa ma jeszcze drugi aspekt, a mianowicie taki, że grzyb ten został zawleczony w beskidzkie lasy i zaczął tam nieźle prosperować, a to oznacza, że znalazł tak dogodne warunki klimatyczne dla swego rozwoju. Jest to zatem kolejny dowód na postępujący na północ dryf gatunków istot żywych mający związek z globalnym ociepleniem klimatu naszej planety... Na każdą stronę nie jest to dobre. Pozostaje nam zatem wytężenie uwagi przy zbieraniu wszelkiego rodzaju kań i podnoszenie swych kwalifikacji w zakresie rozpoznawania gatunków grzybów. A najlepiej nie zbierać żadnych kań i grzybów kaniopodobnych w okolicach śmietnisk leśnych. Z drugiej strony możemy się cieszyć, że naszej ojczystej Przyrodzie przybył jeden gatunek ładnego grzyba, jak to widać na zdjęciach wykonanych przez moich kolegów z Internetowego Klubu Miłośników Grzybów DARZ GRZYB: pani Dorocie Ziembla oraz panom Wiesławowi Kamińskiemu i Markowi Kozłowskiemu.
A więc quod erat demonstrandum. Efekt szklarniowy znalazł swe jeszcze jedno potwierdzenie, dzięki grzybom – bo gdyby nie korzystne warunki bytowania, grzyby te na pewno nie przeniosły by się na polską stronę Beskidów...
Grzyby są kosmopolityczne i potrafią zagnieździć się nawet na stacjach kosmicznych, w ekstremalnych warunkach. A oto przekład z rosyjskiego artykułu Jurija Zołotowa pt. „Pleśniejące stacje kosmiczne” z rosyjskiego czasopisma „NLO” nr 51/2004:
23 marca 2001 roku o godzinie 08:45 czasu moskiewskiego, rosyjski kompleks orbitalny Mir wszedł w gęste warstwy atmosfery ziemskiej i w krótkim czasie jego płonące szczątki spadły w wody południowego Pacyfiku. Mir przebywał na orbicie przez 15 lat i był największym sztucznym obiektem w Kosmosie.
Zanim jeszcze ta stacja zatonęła w oceanie, uczeni już zaczęli wykazywać niebezpieczeństwa z tego faktu płynące: kompleks orbitalny był zarażony mikroorganizmami, które po dostaniu się na Ziemię mogą wyjątkowo złośliwie zainfekować środowisko i Ludzkość. O jakie mikroorganizmy chodziło?
Jeszcze w roku 1980, jedna z wymiennych załóg stacji kosmicznej Salut-6 odkryła na ścianach swego przedziału mieszkalnego dziwny, biały nalot. Próbki tego nalotu dostarczono na Ziemię i po badaniach okazało się, że ściany Saluta-6 pokrywała najzwyklejsza na świecie... pleśń!
W innym kompleksie orbitalnym Salut-7 zostały znalezione grzyby, które połakomiły się na ścienne panele.
250 gatunków mikroorganizmów
Dzisiaj uczeni znają 250 gatunków mikroorganizmów, które czują się doskonale we wnętrzach aparatów kosmicznych, w tej liczbie aż 107 gatunków grzybów (co podaję pod rozwagę wszystkim członkom Stowarzyszenia DARZ GRZYB), które odkryto na ścianach Mira.
Ostatnia załoga Mira zwróciła uwagę na to, że super-odporne, kwarcowe szkło jednego z iluminatorów w tytanowej ramie pokryło się białawą błonką. Okazało się, że iluminator ten upodobały sobie kolonie grzybów i bakterii. Takie same mikroorganizmy znaleziono w elektronicznej aparaturze Mira...
Specjaliści doszli do wniosku, że te najmniejsze z żywych organizmów żywią się produktami przemiany materii u człowieka, które przenikają do pomieszczeń stacji kosmicznej. Ale na pytanie: skąd się one wzięły w tym aparacie kosmicznym? – uczeni odpowiedzieli jednoznacznie – one były tam jeszcze przed startem kompleksu z Ziemi, a poza tym dostarczyły je kolejne zmieniające się załogi! Mimo tego, że na Ziemi przechodziły one sterylizację i kwarantannę, które likwidowały wszelkie mikroorganizmy. Jak widać jednak niezupełnie, i chociaż kompleks też był wyjaławiany, to jednak gdzieś tam w jego zakamarkach pozostali jacyś mikro-blindziarze, którzy w sprzyjających warunkach od razu rozrośli się do kolonii.
Poziom promieniowania we wnętrzach aparatów kosmicznych przewyższa wielokrotnie poziom radiacji na Ziemi. Mikroorganizmy przystosowują się do niej i zmieniają się (mutują) pod jej wpływem, różniąc się znacznie od swych ziemskich pobratymców. Najczęściej stają się one bardziej aktywne i agresywne, dzięki czemu są w stanie pożerać metal czy materiały z polimerów i plastyków!...
Czy istnieje realne zagrożenie?
Tymczasem mikroorganizmy, które dostały się z orbity na Ziemię, trzyma się w specjalnych, hermetycznie zamkniętych ampułkach. I nikt nie wie, jak zachowają się te mikroby, kiedy wydostaną się na wolność. I tak, czy Ludzkość dysponuje nowymi rodzajami mikroorganizmów, które zmutowały w Kosmosie? Czy wykorzysta je do przerobu śmieci, a może do zniszczenia techniki wojskowej potencjalnego przeciwnika w kolejnej wojnie? Zniszczenie np. jego komputerów czy głowic bojowych, które pod wpływem bakterii rozpadną się na proch?...
Tak zatem dlatego protestowali mikrobiologowie przeciwko planom zatopienia stacji Mir w Oceanie Spokojnym – wszak na jej szczątkach mogły pozostać jakieś super-agresywne i niebezpieczne szczepy bakterii i grzybów, które mogłyby być szkodliwe dla ziemskiego ekosystemu. Zaś zwolennicy tego planu twierdzili, że nic się nie stanie, gdyż wszystkie mikroorganizmy spłoną w czasie przelotu stacji przez ziemską atmosferę. Wszak temperatura szczątków wyniesie ponad tysiąc stopni, czego nie przeżyje żaden mikroorganizm.
Kto będzie miał rację – pokaże czas...
MÓJ FLIRT Z PURCHAWICĄ OLBRZYMIĄ
Pozwólcie Państwo, że zacytuję naszego klubowego poetę – pana Marka Pierzynowskiego z Międzyzdrojów, który na cześć naszych, jordanowskich purchawic napisał taki oto wiersz:
Cud Na Jordanowskim Rynku
Oraz prośba do burmistrza
Każde miasto ma swoje chmurne tajemnice
Im dłuższą ma historię, tym nie wszystko jasne
Wszak były tu wojny i zabory, a wrogie konnice
Miasto traktowały jako łupy własne...
Jedna wszak tajemnica odsłania się co rok
I nie ważne, czy deszcz wtedy, czy też susza
I nie wymyślił tego żaden miejski prorok
Purchawica Olbrzymia z pod ziemi „wyrusza”,
By majestatycznie wyrosnąć na rynku
By pokazać się , by olśnić nas swą białą krasą
By cieszyć oczy przechodniów. Ty synku,
Powiedz nauczycielce, niech przyjdzie tu z klasą.
Burmistrzu, zrób dziś wizję, obejrzyj to cudo
To jedyne jest miasto, gdzie takie okazy
Wyrastają, wbrew wszelkim przeszkodom i trudom
Kształt i wielkość jak w lesie, czyli cud bez skazy.
I zrób z niego niezwłocznie lokalną atrakcję
Zaproś tu ekologów, zestaw mediów cały...
Turystów jest tu sporo, jeszcze są wakacje,
Jordanów będzie sławny. Jest powód do chwały.
Jednak jest pewna trudność, by to żyło godnie
I oczy radowało publice miejsko - wiejskiej
I by jakiś wandal nie zniszczył jej niegodnie
Zleć zadanie: ”Pilnować!”, swojej Straży Miejskiej.
Purchawica olbrzymia – Langermannia gigantea jest jednym z grzybów, które ludzie skazali na zagładę i jako taka jest zapisana w „Czerwonej Księdze Gatunków Ginących”. Wielka to szkoda, bo ten duży i piękny grzyb jest – o czym wie niewielu – jednym z największych organizmów wszech czasów na tej planecie! Jak podaje prof. Marcin Ryszkiewicz – purchawica olbrzymia przerasta powierzchnię hektara i więcej w głąb ziemi. Podobnie rzecz się ma z innym grzybem z gatunku Armillaria gallica var. bulbosa – jest to grzyb z rodzaju opieńkowatych, który jest w stanie przeróść swą grzybnią powierzchnię 2-3 (a czasem i więcej) ha gleby i podglebia, i to aż do skały macierzystej, co w niektórych rejonach Polski wynosi nawet do 50-60 m w głąb ziemi! Masa grzybni jest większa od masy największego zwierzęcia Ziemi – wieloryba płetwala błękitnego, która wynosi nawet do 135 t, co stanowi rekord absolutny masy w królestwie zwierząt. (=> M. Ryszkiewicz – „Ziemia i życie”, Warszawa 1996, s. 98-101)
Pierwszy raz ujrzałem jordanowskie purchawice na własne oczy w czerwcu 1976 roku, rosły sobie na brzegu vis-a-vis naszego Liceum. Byłem zdumiony ich wielkością, bo i widok był niesamowity – kilka owocników, białych i gładkich o średnicy co najmniej piłki futbolowej. Zresztą początkowo sądziłem, że to są piłki. Rychło okazało się, że są to – jak wtedy pomyślałem – jakieś przerośnięte purchawki. Drugie spotkanie miało miejsce już w 1992 roku, kiedy to zacząłem się nimi interesować na serio. Wynikało to z moich zainteresowań ekologicznymi skutkami katastrofy w Czarnobylu. Początkowo sądziłem, że są to jakieś mutanty, ale po sprawdzeniu w dostępnej mi literaturze odrzuciłem ta hipotezę. No i oczywiście prawidłowo sklasyfikowałem je jako purchawice olbrzymie. Możemy je tu podziwiać na zdjęciu [036] i ilustracji purchawicy olbrzymiej z książki F.-A. Poucheta pt. „L’Univers. Les infiniments grands et les infiniments petit” (Paryż 1868). Purchawice z ul. Kolejowej mają pecha, bowiem rosnąc na zboczu, po uzyskaniu masy 2-3 kg pod wpływem siły grawitacji odrywają się od podłoża i staczają się na jezdnię, gdzie najczęściej miażdżą je koła przejeżdżających tamtędy pojazdów...
Rychło odkryłem też drugie stanowisko tuż przy... Magistracie miejskim. Purchawice rosną tutaj od strony południowo-wschodniego podcienia. Niestety – nie da się ich żadna miarą osłonić przed zakusami amatorów tego smakowitego grzyba i co dorodniejsze owocniki są przez nich wyrywane lub niszczone przez lokalnych chuliganów. Ten los na szczęście ominął jordanowskie smardze, których stanowisko znajduje się przy ul. Mickiewicza. Polskie chore prawo w tym przypadku jest – jak zwykle – nieskuteczne, a na dodatek dolewa oliwy do ognia telewizja publiczna, o czym poniżej.
TELEWIZYJNA WOJNA Z PURCHAWICAMI
W tegorocznym zwariowanym lecie zdarzały się różne anomalie i aberracje. Postępy efektu szklarniowego zaowocowało m.in. także potężnym wysypem grzybów, które pojawiły się zaraz po pierwszych deszczach, w nowiu Księżyca. Oczywiście sezon ogórkowy ma swe prawa, ale UFO nie chciało wylądować, kręgów zbożowych na lekarstwo, potwór z Loch Ness przerażony upałami trzymał się głębin... Nie było o czym pisać, no to kiedy pojawiły się pierwsze grzyby, panowie redaktorzy zatarli ręce i zabrali się za głoszenie sensacji wszem i wobec.
Wszystko zaczęło się dnia 21 lipca 2006 roku, g. 07:43, od występu w „Kawie czy herbacie” pewnego pracownika Lasów Państwowych z Krasiczyna, który zademonstrował publiczności znajdywane tam grzyby. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że pan ów pokazał także wspaniały okaz grzyba Dendropolyporus umbellatus – żagiew wielogłowa (żagiew okółkowa) zwanego także „baranią głową”. W Internetowym Klubie Miłośników Grzybów i Stowarzyszeniu DARZ GRZYB powiało grozą. „Barania głowa” jest grzybem tak rzadkim, że podlega ścisłej ochronie gatunkowej (Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 9 lipca 2004 r. w sprawie gatunków dziko występujących grzybów objętych ochroną [Dz. U. 2004 r., nr 168, poz. 1765] Data wejścia w życie 12.08.2004). [---] Władze DARZ GRZYBA wystosowały grzeczny, ale stanowczy protest z takim skutkiem, że dwoje przedstawicieli Stowarzyszenia sprostowało w „Kawie czy herbacie” w dniu 11 sierpnia 2006, ok. g. 07:25, brednie opowiedziane przez leśnika z Krasiczyna. Władze TVP zapewniły, że się to nie powtórzy i będą uważały na to, co mówią ich prezenterzy.
I miało być tak pięknie! Niestety – już w dniu 20 sierpnia 2006 roku, w wieczornym wydaniu „Wiadomości” TVP-1 pokazała wspaniały okaz purchawicy olbrzymiej – Langermannia gigantea – grzyba, który znajduje się w „Czerwonej księdze gatunków ginących” i również podlega ścisłej ochronie gatunkowej na podstawie powołanego wyżej Rozporządzenia! Zerwał ją jeden z redaktorów pracujący w Radio Z. Wiedza tego pana o grzybach była podobna do wiedzy pana z Krasiczyna, czyli nikła. Spowodowało to kolejny protest ze strony Stowarzyszenia i Klubu DARZ GRZYB. Tym razem odpowiedzi nie było...
W dwa dni później, w prognozie pogody TVP-2 przed g. 18:00 pojawiła się gigantyczna „purchawka” – kolejna purchawica, która zerwano i bezmyślnie zniszczono. Podobną głupotą popisała się TV Wrocław, która zademonstrowała kolejną purchawicę... [---] Nie wiemy, czy do redaktorów odpowiedzialnych za program i prawników TVP dotarł podstawowy fakt, iż grzyby te są prawnie chronione w Polsce przez powołane tu Rozporządzenie. Mało tego – zrywając owocnika grzyba chronionego, narusza się tym samym przepisy art. 51, ust. 1 p.1 Ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody [Dz. U. z 2004 r., nr 92, poz. 880, z 2005 r., nr 113, poz. 954, nr 130, poz.1087]. Poza tym zniszczenie owocników grzybów chronionych można podciągnąć pod odpowiednie przepisy Kodeksu karnego, który w swym Art. 181 stanowi, co następuje:
§ 1 - kto powoduje zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5; § 2 - kto wbrew przepisom obowiązującym na terenie objętym ochroną niszczy lub uszkadza rośliny lub zwierzęta powodując istotną szkodę podlega grzywnie, ograniczeniu wolności lub karze więzienia do lat 2; § 3 - karze określonej w § 2 podlega także ten, kto niezależnie od miejsca czynu niszczy lub uszkadza rośliny lub zwierzęta pozostające pod ochroną gatunkową powodując istotną szkodę; § 5 - jeżeli sprawca czynu określonego w §§. 2 i 3 działa nieumyślnie, podlega grzywnie lub karze ograniczenia wolności.
A zatem jak widać, są to przepisy dość drastyczne, ale obawiam się, że w tym kraju nie do wyegzekwowania. Po prostu dlatego, że organa ścigania nie zajmą się taką sprawą – bo dla nich ważniejsza jest przestępczość zorganizowana i inne patologie gnębiące nasz kraj. Z kolei gdyby nawet doszło do schwytania sprawcy, to sprawa zostanie umorzona ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu. Oczywiście – żaden obywatel nie ucierpiał – ale ucierpiała Przyroda. Problem zaś leży w tym, że działając w taki sposób podcinamy sobie sami gardło tępą brzytwą, czego nikt – poza garstką obrońców Natury – w tym kraju nie rozumie. Zakończę to wszystko przykro brzmiącą refleksją, że bez nas nasza planeta da sobie radę, boż jesteśmy jej tworami, ale my bez jej biosfery – zginiemy. I niech to dotrze wreszcie do kogoś na górze, póki da się odwrócić zło...
OGROMNE CZERNIDLAKI...
Wszyscy chyba pamiętamy lekturę naszej młodości, wspaniałą powieść fantastyczno-naukową Juliusza Verne’a pt. „Podróż do wnętrza Ziemi”, w której niemiecki profesor geologii Otto Lidenbrock, jego siostrzeniec Axel oraz islandzki przewodnik Hans Bjelke wchodzą do komina wulkanicznego krateru Sneffels (ten wulkan naprawdę istnieje, zwie się Snæfelljökull i mierzy 1446 m n.p.m.!). Po długich i straszliwych perypetiach wchodzą oni do ogromnej groty, w której znajduje się morze i dziwne istoty żywe. Profesor z siostrzeńcem zwiedzają tamtejszą plażę, i:
W tej chwili nowy widok zwrócił na siebie całą moją uwagę. Na zakręcie wysokiego przylądka, o pięćset kroków od nas, dostrzegłem bardzo wysoki las, gęsty i rozległy. Składał się on z baldaszkowatych drzew średniej wielkości, o ściśle geometrycznych zarysach. Przeciąg powietrza zdawał się nie wywierać żadnego wpływu na ich liście; trwały one nieporuszone, jak gromada skamieniałych cedrów.
Przyspieszyłem kroku. Te szczególne twory nie były mi znane; nie wiedziałem, czy należą one do dwustu tysięcy znanych gatunków roślin, czy też wypadało naznaczyć dla nich nowe miejsca w nieznanej dotąd florze.
Gdy szliśmy dalej, moje zdziwienie coraz bardziej wzrastało; prawie na każdym kroku spotykałem te same, co na ziemi okazy, lecz dorastające do olbrzymich rozmiarów.
- Jest to po prostu las grzybów – stwierdził stryj Lidenbrock.
I rzeczywiście, uczony profesor nie mylił się. Lecz do jakich rozmiarów doszły te rośliny na ciepłym i wilgotnym gruncie! Wiedziałem, że purchawica olbrzymia, według twierdzenia Boulliarda, miewa osiem do dziewięciu stóp obwodu (czyli 2,4-2,7 m!) obwodu; lecz tu chodziło o grzyby białe (pieczarki) wysokie do trzydziestu – czterdziestu stóp (10-12 m), których kapelusze były takich samych rozmiarów. Znajdowały się ich tysiące; światło nie mogło przebić się przez gęsty cień, jaki tworzyły. Dlatego w ich zaroślach panował ciągły zmrok...
Tak opisywał to pan Verne. Do tego możemy sobie obejrzeć ilustrację Daniela Mroza. Być może właśnie ta książka Boulliarda albo Poucheta zainspirowała pana Verne’a do sporządzenia opisu gigantycznych pieczarek i umieszczeniu ich pod powierzchnią Islandii – jednej z najbardziej tajemniczych wysp świata.
W lecie 2003 roku spotkałam się z naszymi dalszymi islandzkimi krewnymi – państwem Dorotą, Ewą i Wacławem Łazarz-Alfredsson z Akureyri. Oczywiście wypytałam ich o grzyby na Islandii. Sądziłam, że poza importowanymi czy hodowlanymi pieczarkami na tej surowej ziemi lodu i ognia grzyba nie uświadczysz!... – i tu się myliłam. Okazuje się, że chociaż Islandia jest bezleśna, a drzewa rosną tylko w parkach i przydomowych ogródkach, to Islandczycy grzyby znają, bowiem tam, gdzie są drzewa – tam natychmiast wyrastają także i mikoryzujące z nimi grzyby: kozaki, podgrzybki, borowiki... Nie są one może tak okazałe, jak w Polsce, czy chociażby w opisie pana Verne’a, ale za to są twardsze, mniej zaczerwione, a ich smak i zapach są wielokrotnie intensywniejsze, co można tłumaczyć bardzo żyznym, wulkanicznym podłożem, na którym rosną.
Być może uda mi się zbadać rzecz in situ, to w jakimś następnym artykule opowiem o tym, co Islandczycy robią z grzybów do jedzenia. Bowiem wydaje się, że tylko tutaj można będzie zjeść ryby w grzybach. Duszone... – jak śpiewali o tym Andrzej Wasowski i Jeremi Przybora – Starsi Panowie dwaj w swym nieśmiertelnym przeboju.
Tak napisała to w 2003 roku Wiktoria Leśniakiewicz w swym artykule dla Klubu Darz Grzyb. (=> W. Leśniakiewicz – „Megapieczarki pod Islandią”,
http://www.nagrzyby.pl" onclick="window.open(this.href);return false;). W jordanowskich lasach nie ma takich gigantycznych grzybów, jak opisane przez pana Julisza Verne’a, tym niemniej jednak przeżyliśmy coś, co wprawiło nas w podobne zdumienie, jak prof. Lidenbrocka i jego siostrzeńca widok lasu megapieczarek pod Islandią.
W dniu 20 września 1999 roku, na zagonie kalarepy należącego do jednego z obywateli jordanowskich, a który położony jest na stoku Przykca, zauważyliśmy kolonię wielce dorodnych czernidłaków kołpakowatych – Coprinus comatus, które rosły tam sobie w najlepsze. Nie byłoby w tym nic dziwnego, czy tajemniczego – wszak są one grzybem pospolitym, wielce przypominającym czubajki w młodym stadium rozwojowym, jednakowoż osiągają one wielkość do 15 cm od korzenia do czubka kapelusza. Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy okazało się, że owe czernidłaki wyrosły na wysokość 30 cm!
Ciekawe było także i to, że w tym roku owocniki tych grzybów miały tak duże rozmiary, na co zwrócili mi uwagę jordanowscy grzybiarze. Pomyślałem nawet, że jest to być może jakaś mutacja popromienna czy po-chemiczna, ale nie. W następnych latach były one całkiem normalne. Prawdopodobnie przyczyną ich gigantyzmu były duże opady deszczu i utrzymująca się niezmiennie dość wysoka temperatura powietrza. Kolejny skutek biologiczny efektu szklarniowego???...
... I CUD MNIEMANY
Kilka dni temu do Centrum Badań Zjawisk Anomalnych w Krakowie wpłynął e-mail od pana Huberta B., w którym poinformował Centralę w Krakowie o niezwykłym wydarzeniu: otóż w dniu 4 października 2004 roku, na cmentarzu w M. dwóch robotników cmentarnych ścinało jesiona. Kiedy zabrali się do jego przecinania, w pnia wytrysnęła ciecz jako żywo przypominająca rubinową krew, a po przecięciu pnia na obu stronach rzazu zdumieni robotnicy ujrzeli znak krzyża... – vide zdjęcia. Pan Hubert wykonał serię zdjęć, które przesłał nam w kolejnym e-mailu.
Sytuacja zaczęła być gorąca, bowiem uznano to za cud i „wielkie znaki” przepowiedziane przez Apokalipsę wg św. Jana... Pobrano próbki tej niezwykłej „krwi”, które przebadano w laboratorium AR w Krakowie. Okazało się, że i w tym przypadku mamy do czynienia nie z krwią naszego Zbawiciela, ale ze ... śluzowcami! Jak dowiedzieliśmy się od biologów AR, mieliśmy do czynienia z kolonią śluzowców - Myxomycota, która umiejscowiła się w rdzeniu jesiona i rozprzestrzeniała się wzdłuż promieni rdzeniowych umieszczonych w tym drzewie niezwykle symetrycznie i tworzących znak krzyża. Dodam – Krzyża Maltańskiego, którego wszystkie ramiona są równe, jak w godle państwowym Malty i Szwajcarii. Tak więc cudu nie było, mieliśmy za to spotkanie z jednymi z najbardziej tajemniczych organizmów na naszej planecie. Śluzowce przypominają grzyby ze względu na to, że są saprofitami, ale są one obdarzone zdolnością ruchu – jak organizmy zwierzęce.
W swej karierze grzybiarza spotkałem się tylko raz ze śluzowcami, było to w pamiętnym super-mokrym lipcu 1997 roku, kiedy to na wschodnim stoku góry Ciosek napotkałem na pień świerka pokryty pucami przeźroczystej, opalizującej fioletowo galarety. Było tam tego kilka kilo! Niestety, na tamto grzybobranie nie wziąłem aparatu fotograficznego, czego żałuję, bo nie mam żadnego dowodu i niczego innego poza moją – zawodną już – pamięcią... Ale skoro coś takiego widziałem raz, to powinno się to – w sprzyjających warunkach pogodowych – powtórzyć. Cudów nie ma – jak to mówimy w Centrum – ale są rzadkie zjawiska Przyrody, tej ożywionej i tej nieożywionej. I mieliśmy niezwykłe szczęście natknąć się na jedno z nich.
KRĘGI ELFÓW ORAZ...
Kolejną osobliwością, którą serwują nam grzyby są kręgi elfów (fairy rings) zwane w Polsce czarcimi kręgami. Składają się one z dużej ilości owocników grzybów, które rosną po obwodzie kręgów o średnicy wynoszącej nawet do 10 m i więcej! Pierwszy raz z tym zjawiskiem zetknąłem się w TL Brynek, gdzie kręgi grzybowe porastały we wrześniu i październiku cały obszar przyzamkowego parku. Tłumaczy się to koncentrycznym, promienistym i bardzo równym rozrostem grzybni, która owocując jednocześnie we wszystkich miejscach daje obraz kręgu grzybowego.
Nie tak dawno prasa doniosła, że w Warszawie pojawił się diabelski krąg wspaniałych – purchawic olbrzymich, który wyglądał niezwykle spektakularnie!
Zjawisko to wygląda zawsze niesamowicie, nic więc dziwnego, że dawniej ludzie brali go za przejaw działalności jakichś nieziemskich sił czy wręcz diabelskich mocy wrogich rodzajowi ludzkiemu. Także w Jordanowie mieliśmy ostatnio przypadek pojawienia się grzybowego kręgu w jednym z przydomowych ogródków, w małym wirydarzu, pod jesionem pysznił się niezamknięty czarci krąg jakichś (chyba) pieczarek. Wrażenie niesamowite, bo niby to teren zamieszkały od setek lat przez ludzi, zagospodarowany przez nich, a tutaj typowy "fairy ring" jak z celtyckich i germańskich legend. Poza tym w drugiej części ogródka rosły jakieś dziwne czubajeczki pod cisem. Także maju 2004 roku czarcie kręgi pojawiły się na miejscu rozebranej stodoły.
Czego to dowodzi? A tego, że wytrzebiona przez człowieka Puszcza Karpacka upomina się o swoje prawa i wysyła swych emisariuszy - grzyby, które są zdolne rozłożyć wszystko - od drewna i papieru po beton i stal. Kiedyś znów tutaj powróci...
GRZYBY W KRĘGACH ZBOŻOWYCH
Chyba wszyscy tutaj obecni słyszeli o kręgach zbożowych – dziwnych formacjach wygniatanych w łanach pszenicy, żyta, owca i innych roślin uprawnych rzekomo przez Nieznane Obiekty Latające – UFO. Mają one czasem ogromne rozmiary i wykonane są niezwykle starannie. Istnieje kilkadziesiąt hipotez i teorii na temat ich pochodzenia, ale żadna z nich nie tłumaczy tego zjawiska całościowo. Centrum Badań Zjawisk Anomalnych od kilku lat bada to zjawisko w Wylatowie i okolicach oraz w Małopolsce, Podkarpaciu i na Śląsku. Jednego jesteśmy pewni – w przypadku autentycznych agroformacji widzimy synergiczne działanie silnego strumienia mikrofal i pola siłowego (magnetycznego, elektromagnetycznego, grawitacyjnego) które układa rośliny i przygina je do gleby, nie uszkadzając jej struktury i nie uśmiercając jej oraz jej ziaren.
Nasi Darzgrzybowicze wypytywali nas w czasie ostatniego spotkania o kręgi zbożowe i UFO. W roku 2003 odnotowaliśmy 23 tzw. agrosymbole, które pojawiły się na polach i łąkach naszego kraju. Nie byłoby w tym nic dziwnego, jako że odnotowujemy ich pojawianie się już od 1998 roku, a mamy dane świadczące o tym, że pojawiały się one jeszcze wcześniej w rozmaitych uprawach naszego kraju, gdyby nie to, że tym razem nasze Centrum Badań Zjawisk Anomalnych zbadało kilka nietypowych agroformacji, które pokazały się we wrześniu i październiku tego roku w różnych miejscach Polski.
Najciekawszym z nich jest przypadek oznaczony w naszym archiwum jako AS Marcelino 2003. W dniu 22 czerwca 2003 r. okoliczni mieszkańcy zaobserwowali tam lądowanie Nieznanego Obiektu Latającego – UFO, po którym na trawie pozostał kolisty ślad jakby wypalonej wysoką temperaturą trawy – patrz zdjęcia. Trawa wewnątrz kręgu po kilku dniach stała się bardziej zielona, zaś na zewnątrz kręgu – powoli schła wypalana słońcem. Pod koniec września pojawiły się duże ilości owocników grzybów – i to jakich! Potężne, białe mleczaje chrząstki – Lactarius vellereus i mleczaje biele – L. piperatus. Wyglądało to tak, jakby lądowanie UFO zaktywizowało rośliny i grzyby znajdujące się wewnątrz tego tajemniczego kręgu...
Nie jest to pierwszy przypadek tego rodzaju, jako że w dniu 7 listopada 1994 roku NOL wylądował w okolicach ruin zamku w miejscowości Olsztyn k./Częstochowy. Po tym lądowaniu – czy jak kto woli Bliskim Spotkaniu Drugiego Rodzaju (albo po prostu CE2) – pozostały dziwne kręgi w trawie, soczyście zielone, w których trawa była świeża i wiosenna, kwitły w niej dzwonki oraz rosły grzyby z gatunku wieruszka zatokowata – Entoloma sinutatum! To było tak, jakby w tym kręgu obowiązywało inne continuum czasowe, niż w reszcie otoczenia...
Innym kręgiem trawiastym z grzybami badanym przez CBZA był ślad po tajemniczym „meteorycie”, który rozwalił czubek Babiej Góry k./Jerzmanowic w dniu 14 stycznia 1993 roku. Koledzy z CBZA-Podkarpacie zbadali z kolei kilka tajemniczych „pierścieni zieleni”, które znaleźli w okolicach Ropczyc i Brzeska, przy drodze nr 4 [E-40] z Krakowa do Rzeszowa i Przemyśla. Także nasi czescy koledzy ufolodzy sygnalizują pojawienie się w okolicach miejscowości Nová Paka agroformacji w kształcie pierścienia trawy – w której także jesienią pojawiły się w dużej ilości owocniki pieczarki polowej...
Czego to dowodzi? Dowodzi mianowicie tego, że UFO są obiektami realnymi i ich bliskość wywołuje różnorakie interakcje z ziemską przyrodą ożywioną poprzez aktywizację roślin, grzybów i innych organizmów żywych. Dowodzą tego pojawiające się owocniki i kwitnące jesienią wiosenne kwiaty... Pamiętam wypadek, kiedy na miejscu lądowania UFO w styczniu 1995 roku, na stoku góry Golgota k./Spytkowic w pow. Nowy Targ, znaleźliśmy trzy kręgi zielonej – zwarzonej mrozem trawy – i takiż trójkąt równoramienny. Czego to dowodzi? Ano tego, że UFO spowodował zachwianie metryki czasoprzestrzeni i pojawienie się zielonej trawy z wiosny czy lata na styczniowym mrozie... A zatem wniosek może być tylko jeden – UFO są pojazdami nie tyle kosmicznymi, co czasowymi, które podróżują w czasie tak, jak my w przestrzeni! Innego wytłumaczenia dla zaobserwowanych fenomenów po prostu nie ma!
Na miejscu lądowań UFO stwierdzono ponadto zmiany pH gleby i zmiany tła radioaktywnego Ziemi – w zakresie do kilku czy kilkunastu mSv in plus. Te fakty też dowodzą realności istnienia ufozjawiska. Zainteresowanych odsyłamy na stronę internetową naszego Centrum –
http://ufo.internauci.pl" onclick="window.open(this.href);return false;. Przypadki te opisałem także w mej książce pt. „Projekt Tatry” (Kraków 2002), do której odsyłam zainteresowanych
W lecie 2004 roku badając wraz z mgr Wiktorią Leśniakiewicz agroformację w Rzezawie k./Bochni stwierdziliśmy obecność owocników pieczarek w największym, 18-metrowym kręgu wygniecionym w pszenicy. Najciekawszym było to, iż pieczarki te rosły sobie spokojnie pomimo tego, że zboże wokół było literalnie wprasowane w podłoże! Wyglądałoby zatem na to, że owa siła prasująca słomę nie działała zupełnie na owocniki grzybów, co przemawia za autentycznością tego agroznaku.
Inną osobliwością związaną z grzybami i UFO jest to, że kręgi krasnali znajdują się często w sąsiedztwie miejsc lądowania UFO. Można to od biedy wytłumaczyć tym, że promieniowanie jonizujące wydzielane przez nie, aktywizują grzybnię do owocowania w sposób niewspółmierny do jej normalnego poziomu owocowania dla danego gatunku. Wygląda to tak, że są znajdywane całe kręgi grzybów rosnących na literalnie wypalonej ziemi. Przyznaję, że początkowo braliśmy te kręgi za znaki lądowania UFO na ziemi, aliści nie było zbyt często potwierdzenia tego, że widziano w tej okolicy UFO, a poza tym po poszukaniu w literaturze fachowej okazało się, że jest to naturalny i całkowicie wytłumaczalny fenomen Natury. Intensywny wzrost grzybni powoduje to, że rośliny zielne nie są w stanie sprostać tak silnej konkurencji i schną, sprawiając wrażenie uszkodzonych termicznie, natomiast grzybnia intensywnie produkując owocniki stwarza duże, wielometrowej czasami średnicy kręgi „spalonej ziemi”. Nie ma w tym niczego tajemniczego czy niezwykłego!
Tak samo, jak nie ma niczego niezwykłego – jak mniemam – w zjawisku zwane z walijska pwdre ser – dosł. odchody gwiazd – sic!, a które mogą być niczym innym, jak kolonią śluzowców. Ta została sfotografowana na Orawie w tamtejszym Skansenie Muzeum Wsi Orawskiej w Zubrzycy Górnej.
ŚWIECĄCE OPIEŃKI
I na zakończenie będzie o jeszcze jednej ciekawej właściwości grzybów. Otóż niektóre gatunki podstawczaków świecą w ciemnościach! Nie ma w tym niczego dziwnego, jest to najzwyczajniejsze w świecie zjawisko bioluminescencji. Świecenie jest wynikiem procesu utleniania się lucyferyny w obecności enzymu lucyferazy i ATP do oksylucyferyny i jest ono odpowiedzialne za wszelkie biologiczne świecenie organizmów żywych. Jest to jedyny znany nam fizyko-chemiczny mechanizm świecenia biologicznego.
Na załączonych zdjęciach możemy zobaczyć świecące owocniki i zarodniki grzyba z gatunku Mycena lampadis, który został odkryty zimą 1988 roku. Grzyb te wydziela tak silne światło, że można swobodnie przy nim czytać gazetę, a szczególnie spektakularnie wyglądają jego kolonie w mgliste wieczory. Grzyby te wymagają dużej wilgotności i cienia oraz wysokiej temperatury, dlatego rośnie on na dnie lasów deszczowych, a zatem w Polsce musimy się zadowolić opieńkami... Takim świecącym gatunkiem rodzimym jest opieńka miodowa – Armiraliella mellea, której zarodniki, a także strzępki grzybni świecą zielonkawym lub niebiesko-zielonkawym światłem.
Innym świecącym grzybem jest Omphalotus nidiformis wydzielający zielonkawe światło, które jest doskonale widoczne na 100 metrów i rozświetla ciemności nocy w deszczowych lasach Amazonasu. (=> Springbook Research Centre – “Luminous Fungus” -
http://maguires.com/research/luminous_ghost_fungus.htm" onclick="window.open(this.href);return false;) mechanizm tego świecenia jest taki sam, jak opisany powyżej. Jeżeli idzie o lasy deszczowe, to takich niezwykłych odkryć należy się spodziewać tam jeszcze więcej, bowiem istnieją tam całe połacie, na których nie stanęła stopa badacza-mykologa!
Podobnie jest także w nieprzebytych puszczach Kanady i Syberii. Z opowiadań naszego dziadka pamiętamy, że ze świecącymi grzybami spotkał się on także w syberyjskich lasach i w lasach Dalekiego Wschodu – Mandżurii i Chin. W tym przypadku świeciły niektóre gatunki opieniek i gołąbkowatych, których nie potrafił nazwać i nawet miejscowi mieli z tym kłopoty, bo nie miały one nawet rosyjskich nazw, tylko lokalne nadane im przez Jakutów, Nieńców, Buriatów, Chunchuzów czy Koriaków.
ZAKOŃCZENIE
Jak więc widzimy, grzyby są istotami wielce tajemniczymi i każdy dzień może przynieść nam kolejne odkrycie i kolejne zdziwienie. Dowodem na to może być odkrycie przez Wiesława Kamińskiego nowego gatunku grzyba pasożytniczego bytującego w Polsce. Mam nadzieję, że nie jest to ostatnie odkrycie tego rodzaju! A zatem idąc w lasy w poszukiwaniu grzybów, rozglądajmy się bacznie, bo a nuż znajdziemy coś, co okaże się rewelacją naukową na skalę już nawet nie kraju, ale Europy i świata! – czego Wam wszystkim i sobie życzę.
Życzenie to ma swój sens, bowiem w polskich lasach zaczynają pojawiać się rzadkie gatunki grzybów, które występują na południu naszego kontynentu – takim przykładem jest okratek australijski – Clathrus archeri, który ok. 40 lat temu został zawleczony do Europy ze strefy subrtopikalnej i zamiast wyginąć, prosperuje coraz lepiej! A oto na zakończenie seria zdjęć wykonana przez jednego z naszych klubowiczów. Inne niezwykłe grzyby pokazane są na kolejnych zdjęciach. Niektóre z nich są zagadką nawet dla wytrawnych grzybiarzy z tym, że pozwoliłem sobie na małą mistyfikację – grzyby przedstawione na tych fotografiach pochodzą z Węgier, Słowacji i Francji, ale tym niemniej już wkrótce – dzięki postępom efektu szklarniowego – będzie je można znaleźć i u nas!
Wszystkie zdjęcia zostały skopiowane z serwisów internetowych Stowarzyszenia i Klubu Miłośników Grzybów DARZ GRZYB –
http://www.nagrzyby.pl" onclick="window.open(this.href);return false;, węgierskiej organizacji Miskolci Gombász Egyesület –
http://www.mige.try.hu" onclick="window.open(this.href);return false;, słowackiej Ideme na huby.sk –
http://www.nahuby.sk" onclick="window.open(this.href);return false; oraz Centrum Badań Zjawisk Anomalnych –
http://ufo.internauci.pl" onclick="window.open(this.href);return false; i z archiwum autora.
Jordanów, dn. 2006-09-30